W poszukiwaniu idealnego ujęcia

czyli 6… 7… – a może 13 (!) – zasadniczych elementów kompozycji w sztuce fotografii

W poszukiwaniu idealnego ujęcia

… Istotą malarstwa było i jest tworzenie formalnych konstrukcji,
a nie naśladowanie wycinka zewnętrznego świata w jego przypadkowości i chaosie.

Witkacy

~ cz. I ~

Nie, nie!… Od razu wyjaśniam, że zamieszczone powyżej motto, w którym mowa o malarstwie a nie o fotografii, nie jest pomyłką, lecz przemyślanym działaniem „logistycznym”… Uzasadnienie tego zabiegu ujawni się w dalszej części tego artykułu. Na początek więc, zauważmy, iż wgłębiając się w tajniki i prawidła rządzące fotografią jako jedną ze stosunkowo najmłodszych dziedzin sztuk wizualnych, odczuwamy swoisty brak „sędziwych” i „czcigodnych”, a najlepiej jeszcze szlachetnie pomarszczonych i brodatych (jak to na starych rycinach się widuje) Nestorów i/lub Mentorów z tej branży, pochodzących z zamierzchłych czasów, kiedy to dopiero kształtowały się prawa, normy i reguły nie tylko sztuki w szerokim jej rozumieniu, lecz także estetyki, wliczając w to również kanony piękna w odniesieniu do wszelkich dziedzin codziennego – i niecodziennego – życia. Mam tu na myśli historię działalności artystycznej człowieka od najbardziej odległych dziejów, sięgających nawet okresu naskalnego malarstwa jaskiniowego aż do coraz bardziej nam współczesnych.

Zdając sobie sprawę z braku takich pradawnych mistrzów i wirtuozów obiektywu, nie pozostaje nic innego, jak odwoływać się do wzorców i „idoli” wydobywanych z zakamarków historii a działających w dziedzinach sztuk wizualnych jak najbardziej zbliżonych do fotografii. Dlatego też motto traktujące o malarstwie nie znalazło się tutaj przypadkiem. Podobnie jak nie jest zbiegiem okoliczności wyrażona w motcie konfrontacja „formalnych konstrukcji” w zestawieniu ze „światem w jego przypadkowości i chaosie”, gdy tematem niniejszego artykułu mają być podstawy porządku w sztuce fotografii, czyli krótko mówiąc: zasady i elementy  kompozycji, która o tymże porządku decyduje i nim zarządza.

Kończąc to ogólne wprowadzenie warto jeszcze tylko zasygnalizować, iż istota tych rozważań skupia się wokół założenia, iż idealne zdjęcie/ujęcie w sposób – nomen omen – naturalny podlega ocenie w oparciu o kanony i zasady kompozycji, której wyznaczniki mają swoje źródło zarówno w otaczającym nas wszech-świecie, czyli w naturze jako przyrodzie, jak i w umyśle oraz psychice człowieka, czyli naturze ludzkiej, w której wzorce te kształtowały się, można powiedzieć, wraz z ewolucją, stając się stopniowo coraz bardziej uświadamianymi i w rezultacie podlegającymi klasyfikacjom i opisom, na których opieramy się praktycznie do dzisiejszego dnia…

Jednakże na szczęście, zasady/reguły estetyki wzmiankowane powyżej, mając swe źródło w naturze, umyśle oraz psychice ludzkiej, kształtujące się i „formalizowane” przez wieki, aktualne są aż do dzisiaj i to w odniesieniu do wszelkich dziedzin artystycznej – i nie tylko – działalności człowieka, w tym również znajdują one swój wyraz we współczesnej fotografii… Właściwie, nie tylko „znajdują swój wyraz”, lecz także, a może przede wszystkim, stanowią solidną i niezawodną podstawę, na której opierać się powinna cała fantastyczna przygoda artysty, gdy jak prawdziwy myśliwy, z obiektywem w dłoni (zamiast strzelby), przedzierając się przez meandry chaotycznej i nieuporządkowanej codzienności, podąża niestrudzenie w poszukiwaniu i pragnieniu „ustrzelenia” tego choćby jednego, bezkonkurencyjnego, wymarzonego, idealnego ujęcia/zdjęcia.

W poszukiwaniu idealnego ujęcia

Dla celów naszych rozważań można chyba z czystym sumieniem pokusić się o sparafrazowanie przytoczonych w motcie słów Witkacego (który był zresztą zarówno praktykiem, jak i swoistym teoretykiem bardzo szeroko pojętej sztuki). Zastępując w zacytowanym na wstępie stwierdzeniu sformułowanie „istotą malarstwa” zwrotem „istotą fotografii jako sztuki” – i podążając dalej za myślą autora „wygenerujemy” refleksję, która posłuży tutaj jako punkt wyjścia do wniknięcia nie tyle w tajniki i szczegóły owych „formalnych konstrukcji”, lecz raczej do skupienia się nad przeciwstawieniem przemyślanego aktu twórczego i w jego efekcie przemyślanego dzieła – chaosowi i przypadkowości zastanego świata zewnętrznego. Nowe brzmienie motta – przedstawia się więc teraz następująco:  „…Istotą fotografii jako sztuki [było i] jest tworzenie formalnych konstrukcji, a nie naśladowanie wycinka zewnętrznego świata w jego przypadkowości i chaosie.”

Jednym słowem można stwierdzić, iż istotą i efektem twórczości artystycznej wydają się być dzieła, które – z zamysłu artysty (w naszym przypadku: fotografa) – powstają w oparciu o i z zastosowaniem szeroko rozumianych reguł, zasad i norm rządzących światem sztuki i estetyki (czyli tworzonych z szacunkiem dla prawideł  kompozycji) – i które jawią się jako przeciwstawienie przypadkowości i chaosu, cechujących otaczający nas świat zewnętrzny, manifestujący się w całkowicie „spontanicznej” i nieujarzmionej (ryzami sztuki) postaci.

Fotografia jako dziedzina, której efektem finalnym jest, podobnie jak w malarstwie, „obraz” w formie dwuwymiarowej płaszczyzny rządzi się zbliżonymi lub wręcz w pewnym zakresie takimi samymi jak malarstwo zasadami dotyczącymi sfery estetyki, geometrii, czy zagadnień pokrewnych, choć oczywiście same procesy powstawania dzieł w obu wyżej wymienionych dyscyplinach pod bardzo wieloma względami różnią się radykalnie i na tych polach już w żaden sposób porównać się nie dadzą.

Możemy stwierdzić, że tym, co decyduje, czy zdjęcie – jako efekt działań artystycznych – uznamy za arcydzieło sztuki fotograficznej, czy też za totalny gniot, a może za coś pośredniego pomiędzy tymi dwoma „biegunami”, jest szeroko rozumiana  kompozycja (poza oczywiście intuicją i wyczuciem, których w okowy norm zakuć się nie da) – czyli całokształt elementów, które się na nią składają i których jakość, rodzaj czy usytuowanie oraz wzajemne oddziaływanie i współgranie ze sobą wywiera bardzo istotny wpływ zarówno na finalny, ogólny odbiór dzieła (w naszym kontekście: zdjęcia), jak i na jego wnikliwą, (ekspercką!) ocenę oraz na wrażenia i doznania emocjonalne, jakie wyzwala ono w widzu.

W poszukiwaniu idealnego ujęcia

Odwołując się tutaj do koncepcji zawartej w tytule niniejszego artykułu, możemy wymienić 6 (sześć), albo 7 (siedem) – lub według nieco zmodyfikowanej i, oczywiście, bardziej skomplikowanej klasyfikacji – 13 (trzynaście) zasadniczych elementów kompozycji, o której mowa powyżej. W tym miejscu przyznać trzeba otwarcie, że wersja z trzynastoma elementami jest w zasadzie ściśle „autorską” wersją, a od ogólnie uznawanej (tj. 6-7-elementowej) różni się tylko jednym jedynym, ale za to niezwykle doniosłym i kluczowym aspektem. Jest nim: podkreślenie istoty i roli światła/oświetlenia w odniesieniu do każdego z pozostałych elementów; przy czym światło i oświetlenie, choć czasem używane zamiennie, nie są tutaj rozumiane jako dokładnie równoważne pojęcia. „Światło” stanowi niejako naturalne zjawisko, rozprzestrzeniające się w sposób „suwerenny” i nieujarzmiony z dowolnego źródła, natomiast „oświetlenie” zakłada swoiste „ujarzmienie” i wzięcie „w karby”, czyli poddanie pewnej kontroli sposób padania promieni światła z danego źródła oraz celowe dostosowanie go do twórczych potrzeb, wymagań i oczekiwań oraz artystycznych wizji fotografa odnośnie konkretnego ujęcia/zdjęcia.

Wspomniane powyżej aspekty oraz konfiguracje przestrzenno-optyczne związane z „oswajaniem” i podporządkowywaniem światła dla potrzeb twórczych omówione zostaną w następnych artykułach.

Wydaje się, że w żadnej innej dziedzinie sztuk wizualnych (pomijając może film wraz z rozmaitymi wariantami tego sposobu przekazu treści) światło nie odgrywa aż tak ogromnej i – w większości przypadków – niemalże decydującej roli, jak właśnie w fotografii, i to prawdopodobnie nie tylko pojmowanej jako sztuka! Tak więc, jeżeli światło w jego odrębnej postaci uznamy również jako bezwzględnie konieczny i absolutnie nieodłączny składnik każdego pojedynczego elementu kompozycji, to naliczymy tych elementów w sumie 13 (trzynaście): 1. światło/oświetlenie jako takie; 2. linia + 3. światło nadające jej (linii) określoną jakość i wartość; 4. kształt + 5. światło nadające mu (kształtowi) określoną jakość i wartość; 6. forma + 7. światło […]. I dalej tak samo, jeszcze w odniesieniu do trzech kolejnych elementów, tj.: faktury, wzoru oraz koloru

Jeżeli jednak potraktujemy światło jako oddzielny i niejako „samoistny” element kompozycji, to w sumie można wymienić tych składników siedem (w powyższym zestawieniu wydrukowane kursywą), natomiast gdy aspekt związany ze światłem uznamy za ideę zupełnie i bezwzględnie odrębnąosobną, niestanowiącą kategorii tego typu, co wymienione poniżej (o czym będzie jeszcze mowa), to w takim przypadku na  kompozycję składa się sześć zasadniczych elementów: 1. Linia; 2. Kształt; 3. Forma; 4. Faktura; 5. Wzór; 6. Kolor.

Przypisywanie niejako „osobnego” i mocno zindywidualizowanego znaczenia oraz charakteru, jakie posiada światło/oświetlenie dla każdego z wymienionych wyżej poszczególnych składników  kompozycji, ma swoje bardzo głębokie uzasadnienie, gdyż wobec każdego z nich światło i/lub odpowiednie oświetlenie odgrywa rolę o bardzo zróżnicowanej „wadze” czy też doniosłości. Jednakże – naginając tutaj do naszych artystycznych celów filozoficzno-ekonomiczną zasadę W. Ockhama (choć nie przez niego samego wyrażoną w oryginale cytowanymi tu słowami) – nie będziemy „mnożyć bytów bez potrzeby”! Dążąc więc do upraszczania i wygody, zdecydowanie bardziej praktyczne i „poręczne” wydaje się przyjęcie światła – w „ustawieniach domyślnych” naszej świadomości oraz intuicji artystycznej – jako składnika wszech-przenikającego wszystkie pozostałe elementy  kompozycji, a nie tylko jako jednego z nich, o równorzędnym znaczeniu. Jest ono – światło w swej podstawowej istocie, wraz oświetleniem oraz rodzajami i źródłami światła – niejako ponad tym, a będąc czynnikiem o znaczeniu zdecydowanie nie do przecenienia, staje się zupełnie osobnym przedmiotem analiz i rozważań. Biorąc pod uwagę absolutnie unikalną rolę światła w fotografii w ogóle, a tym bardziej, gdy mowa o perfekcyjnym, idealnym ujęciu/zdjęciu, gdzie poza wiedzą i doświadczeniem liczy się również intuicja twórcza oraz wrażliwość, okazuje się ono być zjawiskiem o naturze niezwykle ulotnej, wymykającej się ścisłej klasyfikacji oraz niezmiernie trudnej do „ujęcia w karby definicji” w swojej czysto „artystycznej” wersji – to znaczy wtedy, gdy nie chodzi o typowo techniczne rozpatrywanie danych dotyczących takich parametrów, jak na przykład natężenie (moc) czy określenie w precyzyjnych liczbach konkretnych długości fal emitowanych czy absorbowanych przez oświetlane/świecące obiekty.

W poszukiwaniu idealnego ujęcia

Wypracowane i w pewnym sensie usystematyzowane zasady kompozycji w sztuce fotografii – bez względu na to, czy naliczymy ich sześć, siedem, czy może trzynaście (albo jeszcze inną ilość) – stanowią nieodzowne „wyposażenie”, na start dla każdego, komu zależy na osiąganiu szczytów w tej dyscyplinie, bez machinalnego i bezwładnego (oraz bezładnego) naśladownictwa „wycinka zewnętrznego świata w jego przypadkowości i chaosie”, jak mówi Witkacy. Oczywiście, czasem zabieg taki, jak – powiedzmy – pokazanie na żywca, bez retuszu i „bez znieczulenia” całego rozmamłania i chaotycznej kotłowaniny pogmatwanego „wycinka świata” uporczywie dążącego do entropii, może mieć swoisty sens i bardzo racjonalne uzasadnienie – na przykład w szczególnych przypadkach fotografii dokumentalnej, czy reportażowej, a także w ramach jakichś konkursów fotograficznych o tematyce turpistycznej… Jednakże, podstawą piękna wydaje się być – obok prostoty – przede wszystkim zachowanie harmonii całości, w tym między innymi miłych dla oka (i duszy) proporcji barw i kształtów, a także ogólny ład dotyczący wszystkich elementów składających się na  kompozycję.

W kolejnych artykułach przybliżone zostaną najciekawsze aspekty poszczególnych czynników.

Teraz, tak już niemalże całkiem na koniec i „po godzinach”, warto chyba jeszcze zdradzić pewną regułę stosowaną wcale nierzadko przez wytrawnych fotografów, którzy na swoim fachu już prawie „zęby zjedli”… Otóż, jedną z zasad – nie tylko kompozycji – jest…… łamanie zasad!… Tyle że, aby je „złamać”, należy je najpierw poznać, przyswoić, stosować, aby wreszcie – zdobywszy wystarczająco dużo doświadczenia i wprawy, a także posiadając niezbędne wyczucie oraz intuicję artystyczną – pokusić się o naginanie prawideł do swoich potrzeb… Któż to wie, może właśnie trzeba będzie pewnego razu radykalnie złamać zasady – kompozycji (i nie tylko!), aby uzyskać to nasze pożądane, wyśnione i wymarzone: idealne ujęcie/zdjęcie… Tyle że lepiej chyba jest nie zaczynać od łamania zasad, których się nawet jeszcze dobrze nie poznało…

Bibliografia:

Wsparcie bibliograficzne to m.in.:

  1. Daniel Lezano Biblia fotografii. Przewodnik fotografa XXI wieku, Wyd. „Inwestycje” sp. z o.o., Warszawa 2004;
  2. Bryan Peterson Kreatywna fotografia bez tajemnic. Design, kolor i kompozycja w fotografii., Wyd Galaktyka sp. z o.o., Łódź 2008;
  3. Stanisław Ignacy Witkiewicz Bilans formizmu (http://hamlet.edu.pl/witkacy-formizm; 10.10.2018);
  4. Naukowo-Techniczny słownik angielsko-polski, Wydawnictwo Naukowo-Techniczne, Warszawa 1998 (s. 804).

Dodaj komentarz